Banalność stwierdzenia, że historię piszą zwycięzcy, jest trudna do podważenia, ponieważ przez wieki historia była pisana dla tego, kto po wygranej w walce wewnętrznej, aktualnie sprawował władzę. Była pisana zgodnie z wizją panującej siły politycznej, która niepodzielnie dominowała w państwie. I zawsze oglądano się przy tym na wyznanie panujące, które przez długi czas służyło jako ideologia państwowa. Począwszy od XIX wieku, trzeba było uwzględniać doktryny polityczne i ideologiczne, które panowały w ówczesnych społeczeństwach. Prawie wszystkie te czynniki musiały być brane pod uwagę przez historyków podczas pisania ich najbardziej fundamentalnych dzieł.
Dlatego nieosiągalnym marzeniem pozostała teza Rankego: pisać, jak to właściwie było. Wszystko zależało bowiem od tego, kto pisał, o czym pisał, a co najważniejsze, kiedy opisywał wydarzenia historyczne. Innymi słowy, "jakość" dzieła zależała od uwzględnienia wielu kontekstów. To samo dotyczy okresu "romantycznego", kiedy nacjonalizmy stały się pierwszoplanowym wyzwaniem dla imperiów, a historycy przyjęli rolę proroków nowej nacjonalistycznej "wiary".
Wraz z pojawieniem się nowoczesnych ruchów narodowych, historiografia radykalnie zmieniła swoją funkcję. Zamiast gloryfikować koronowanych władców, wybitnych dowódców i sukcesy militarne imperiów, historycy zaczęli poszukiwać narodowych korzeni i dostarczać historycznych argumentów dla uzasadniania niezależnego bytu narodów i ich prawa do zamieszkiwania określonego terytorium, a tym samym do własnego odrębnego państwa.
Zmienił się przedmiot opisu, ale nie funkcja służebna. Od tego czasu historiografia stała się narzędziem w rękach narodu. Co więcej, plejada narodowych historyków postawiła sobie za zadanie "unarodowienie" jej jak najdalej w przeszłość. Wydawało się, że kto będzie w stanie wytyczyć linię narodowej "tradycji" tak daleko w głębi dziejów, jak to tylko możliwe, ten będzie miał najbardziej przekonujący tytuł historyczny. A roszczenia były nieograniczone.
Nie miało przy tym znaczenia, że w średniowieczu istniała dynastyczna zasada dziedziczenia władzy, która bardzo różniła się na przykład od kryteriów XIX wieku. Aby lepiej dopasować się do wersji historii narodowej, nawet książętom z tej samej dynastii stopniowo nadawano cechy narodów rywalizujących ze sobą w XIX i XX wieku. Dynastyczna zasada przekazywania i dziedziczenia władzy w pracach historycznych zaczęła ustępować miejsca opowieści o narodzie. I chociaż mogło to przeczyć akademickim zasadom badań historycznych, zostało to przyjęte z zadowoleniem przez patriotyczną opinię publiczną. Jako prawdziwa historia narodu, która była ukrywana i fałszowana przez obce elity imperialne.
Wraz z pojawieniem się nowych doktryn ideologicznych i masowej mobilizacji politycznej, pole działania historyków znacznie się rozszerzyło. A zadanie stało się bardziej złożone. Dochodziły ważne aspekty społeczne. Oprócz królów, arystokracji, szlachty, wojska, hierarchii kościelnej i burżuazji pojawili się chłopi i robotnicy. A potem pojawili się " budziciele narodowi", pisarze, nauczyciele, prawnicy, zawodowi politycy i rewolucjoniści. Odtąd wykład dziejów mógł również zależeć od przekonań politycznych i społecznych historyka. Rzecz jasna kto pracował na państwowej uczelni założonej przez rządzącego monarchę, miał bardzo mało miejsca na manifestowanie osobistych przekonań politycznych, zwłaszcza rewolucyjnych. Co więcej, istniało wiele praw, które bezpośrednio ograniczały angażowanie się w pewne doktryny polityczne i ideologiczne.
Chyba że opracowywało się koncepcję, która mogłaby zostać wykorzystana do działalności wywrotowej przeciwko wrogiemu państwu sąsiedniemu. Tak rozpoczęła się kariera naukowa Mychajła Hruszewskiego w 1894 r. na austriackim Uniwersytecie Lwowskim. Uniwersytecie specyficznym, bo o polskim języku wykładowym (a nie niemieckim). Z polskimi profesorami i, co najważniejsze, z zadaniem kształcenia kadr narodowych dla polskiego projektu.
Hruszewski, ze stworzoną dla niego katedrą, uzyskał wyjątkową okazję do stworzenia wielkiej narracji historycznej dla narodu ukraińskiego. To znaczy, położyć akademicki fundament pod przyszłą budowę ukraińskiego państwa narodowego. Tu zaś kontekst staje się kluczowy. Miał on bowiem stworzyć coś, co było prawie niewykonalne, a mianowicie napisać fundamentalną narrację historyczną dla Ukraińców, która by ich łączyła i mobilizowała do przyszłych zwycięstw. Czyli zjednoczyć skrajnie odmienne środowiska ukraińskiej elity kulturalnej z masami chłopskimi poprzez historię. Jak przekształcić chłopów z kategorii "bez wpływu i znaczenia" w ważny czynnik polityczny.
Oznacza to, że centralną postacią w narracji historycznej Mychajło Hruszewskiego mógł być tylko lud, identyfikowany przezeń z narodem. Nie królowie, wysoka arystokracja i szlachta, ale lud, który przestał znosić ucisk społeczny, religijny i narodowy i chwycił za broń. To że role narodowe dla gnębicieli i buntujących się gnębionych zostały sztucznie "namalowane" znacznie później, nie miał znaczenia. Bo prace historyczne Mychajła Hruszewskiego i jego szkoły miały przemawiać do milionów chłopów po obu stronach granicy pomiędzy dwoma imperiami: Rosją i Austro-Węgrami. Tam, gdzie pomimo różnic w systemach politycznych i w stosunku do ruchu ukraińskiego, chłopi byli w równym stopniu poddawani wyzyskowi ekonomicznemu przez przeważnie polskich właścicieli ziemskich. Chłopom trzeba było ukazywać przykłady tej narodowej niesprawiedliwości, wzmacniane żywymi opowieściami o ich codzienności.
Dlatego, aby udźwignąć mobilizację narodową i polityczną, trzeba było potępiać "polskich" gnębicieli. Pokazać, że tylko ci, którzy walczyli i nadal walczą z Polakami, mogą nazywać się Ukraińcami. Chociaż zarówno profesor Hruszewski, jak i ukraińskie partie w Galicji miały ograniczone pole działania, unikając w każdy możliwy sposób krytyki ze strony Austrii i rzutując swoje modele na ziemie ukraińskie w Imperium Rosyjskim, Lwów pozostał głównym polem bitwy.
Wiedeń, choć był najbardziej zainteresowany poszerzeniem bazy ukraińskiego ruchu narodowego w imperium Romanowów, chcąc je osłabiać od wewnątrz, nie tracił z oczu sytuacji w swej prowincji galicyjskiej. Tam, dzięki wolnościom konstytucyjnym, ruch ukraiński rozwijał się bardzo szybko. A taktyka przeciwstawiania instytucjonalnie słabego ruchu ukraińskiego polskiemu charakterowi owej autonomicznej prowincji z Wiedniem jako odległym arbitrem, zaczęła zawodzić.
Na przełomie wieków ruch ukraiński w Galicji przeszedł poważną reformę partyjną i polityczną. Rusko-Ukraińska Partia Radykalna, która odwoływała się do zasad socjalizmu agrarnego, rozpadła się i dała początek dwóm całkowicie nowoczesnym strukturom: Ukraińskiej Partii Narodowo-Demokratycznej i Ukraińskiej Partii Socjaldemokratycznej. Połączenie narodowego skrzydła radykałów z raczej amorficznymi, ale bardzo wpływowymi narodowcami pomogło stworzyć najpotężniejszą ukraińską partię centrową w Austro-Węgrzech. Dzięki szerokiej bazie społecznej zaczęła ona rozsądnie wysuwać idee autonomistyczne: wprowadzenie bezpośredniego prawa wyborczego, podział kraju koronnego na część ukraińską i polską oraz utworzenie ukraińskiego uniwersytetu we Lwowie.
Warto przypomnieć, że wszystko to działo się w prowincji austriackiej, która miała status prawny polskiej autonomii narodowej. Nic dziwnego, że każda próba wzmocnienia i instytucjonalizacji położenia Ukraińców była postrzegana przez Polaków z wrogością. Mówiąc wprost, przyszłe plany Polaków i Ukraińców były związane ciasnym węzłem konfrontacji, ponieważ rościli sobie prawo do tego samego terytorium, uzasadniając swoje prawo tymi samymi historycznymi opowieściami. Dla Polaków były one o tyle korzystniejsze, że dawna Rzeczpospolita wszędzie figurowała jako państwo polskie, a administracja Galicji składała się wyłącznie z Polaków. W Wiedniu urzędował specjalny minister do spraw Galicji, który również był Polakiem. Urzędnicy byli w większości Polakami, a ludność miejska składała się głównie z Polaków i Żydów. Podsumowując, można stwierdzić, że polski projekt narodowy dążący do odrodzenia państwa stanowił bezpośrednie zagrożenie dla Ukraińców w Galicji i nie miał dla nich żadnych propozycji, chyba że powolną integrację (asymilację) lub zapobieganie nieuchronnej klęsce.
Istniała jeszcze jedna, najbardziej bezkrwawa i ewolucyjna opcja. Była nią zmiana reguł gry politycznej poprzez wprowadzenie powszechnych wyborów, zarówno do parlamentu, jak i do galicyjskiego sejmu krajowego. Miało to zwiększyć udział polityczny Ukraińców w zarządzaniu regionem i państwem. Miała wzrosnąć liczba ukraińskich urzędników państwowych na wszystkich szczeblach. Utworzenie ukraińskiego uniwersytetu miało zapoczątkować intensywne kształcenie kadr i intelektualistów. Mimo polskiego oporu, wszystkie te tendencje były wyraźnie widoczne po 1907 roku, kiedy odbyły się pierwsze wybory parlamentarne po zniesieniu systemu kurialnego i wprowadzeniu bezpośrednich, wyborów powszechnych. Brutalnie to przerwał wybuch I wojny światowej w 1914 roku.
Tymczasem zaś instrumenty polityczne pozostające w dyspozycji Ukraińców obejmowały masowe strajki rolne i obietnice dla Wiednia, że wraz ze swoimi braćmi znad Dniepru, z którymi tworzą jeden naród, mogą zniszczyć państwo Romanowów. Dlatego Wiedeń zaczął zwracać coraz większą uwagę na ruch ukraiński. Przerażała go jednak popularność radykalnych idei socjalistycznych wśród ludności ukraińskiej.
W tym kontekście interesujące jest to, że „narodnicka” koncepcja historyczna Mychajły Hruszewskiego, oparta na buntach i powstaniach chłopskich i kozackich, która niemal ignorowała odniesienia do szlachty i demokratycznego charakteru dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów, musiała wejść w konflikt z kulturą polityczną galicyjskich Ukraińców. I to nie tylko z powodu niezgodności wątków historycznych, takich jak "prawosławie" Kozaków i powszechna przynależność Ukraińców galicyjskich do Cerkwi greckokatolickiej. Ten konstrukt nie mógł być czynnikiem jednoczącym, z wyjątkiem jego wyraźnie antypolskiej części.
Narracja skonstruowana przez profesora Hruszewskiego była sprzeczna z naturą ukraińskiego ruchu politycznego w Galicji. Opierała się ona na powstaniach, przemocy i nielegalnym przejmowaniu władzy i własności. Rewolucyjny charakter skonstruowanej narodowej narracji historycznej był zasadniczo sprzeczny z kulturą polityczną galicyjskich Ukraińców. Wynikało to z tego, że kierownictwo wszystkich trzech partii politycznych było zdominowane przez prawników, a co ważniejsze, przez czynnych adwokatów. Dla których tylko władza obecna mogła być źródłem kolejnej. A to oznaczało: żadnego rewolucyjnego obalania władz, żadnych nielegalnych ekspropriacji, a zwłaszcza terroru zbrojnego.
Ten rodzaj mentalnego konfliktu między Mychajłem Hruszewskim a podstawami ukraińskiej polityki galicyjskiej bardzo ciekawie ujawnia się w historii stosunków historyka z Iwanem Franką i jego ocenach Ukraińskiej Partii Narodowo-Demokratycznej. Jeśli jeszcze w 1899 roku profesor Hruszewski brał aktywny udział w przygotowaniu dokumentów programowych UNDP, to zaledwie kilka lat później bezlitośnie je krytykował. Druzgocąco krytykował program i taktykę partii i wszedł w niemal bezpośredni konflikt z Iwanem Franko, który pozostał na stanowisku narodowym.
W 1904 roku Hruszewski napisał artykuł zatytułowany "Galicja i Ukraina", w którym stwierdził, że droga ukraińskiego ruchu galicyjskiego jest błędna. Że nie jest ona w żaden sposób spójna z ukraińskim ruchem nad Dnieprem. I doszedł do wniosku, że jeśli nie zostanie on zunifikowany, w pewien sposób "zukrainizowany", to wszystko skończy się tym, że powstaną dwa narody. Tak jak to się stało się z Serbami i Chorwatami, którzy mieli wspólne korzenie etniczne, ale których religia, historia i różne praktyki polityczne doprowadziły do tego, że stały się różnymi narodami. Innymi słowy, dla Hruszewskiego galicyjscy Ukraińcy nie byli wystarczająco rewolucyjni i marnowali cenny czas na swoje legitymistyczne "zabawy".
Wszystko wskazuje na to, że nie tylko platforma historyczna, opracowana przez Hruszewskiego dla narodu ukraińskiego, ale także jego poglądy polityczne były wyraźnie antypolskie. Uważam, że należy być bardzo ostrożnym w ocenie koncepcji historycznej Hruszewskiego i jego wyraźnie socjalistycznych poglądów. Wydaje się, że nie mogły być one inne. Przynajmniej w kontekście tego, że musiał stworzyć ukraińską meta-narrację, licząc na uwagę ogromnej, ale jednej warstwy społecznej - chłopstwa. Stąd ludowy charakter tej koncepcji i osobisty socjalizm Mychajła Hruszewskiego.
Ale biorąc pod uwagę ten kontekst, nie możemy przemilczeć zgodności jego wątków z głównymi założeniami rosyjskiej historiografii imperialnej. Która również miała wyraźnie antypolski charakter. To z kolei "zakodowało" ruch ukraiński do walki z Polakami. Pozbawiło Ukraińców prawa do historii przedrozbiorowej Rzeczypospolite. Usunęło z historii Ukraińców i miejscową szlachtę. I zredukowała historię Ukraińców niemal wyłącznie do "nieudaczników i rezunów".
Umieściła ona ukraińską walkę o państwowość w czymś w rodzaju prokrustowego łoża schematów klasowych. Redukcja do nich zdawała się przekonywać, że ukraińskie aspiracje państwowe są daremne. Rzeczywiście, były, bo ani w XVII wieku, ani teraz nie sposób wyobrazić sobie państwa z jedną tylko klasą społeczną - chłopami. Trudno wyobrazić sobie sprawiedliwość społeczną i funkcjonowanie takiego państwa. Dlatego, pomimo koncepcji "bezklasowości" narodu ukraińskiego i teorii "jednolitego nurtu", sowiecka historiografia i propaganda tak łatwo wdrożyły narrację Hruszewskiego, nieznacznie korygując ją poprawkami dotyczącymi walki klasowej. Stąd zgoda na nazywanie powstań kozackich walką narodowowyzwoleńczą narodu ukraińskiego. Stąd "na zawsze razem" w postaci Rady Perejasławskiej. To "na zawsze razem" należy interpretować jako zawsze razem z Rosjanami przeciwko Polsce i znienawidzonemu Zachodowi z ich demokracją, nienaruszalnością własności prywatnej, prymatem prawa i poszanowaniem praw człowieka i obywatela.
Koncepcja ta wyklucza Ukrainę z kontekstu europejskiego i skazuje ją na życie na zasadach autorytaryzmu i despotyzmu. Dlatego też Ukraińcy powinni natychmiast rozpocząć rekontekstualizację swojej historii. Jest to niezwykle trudne w kontekście krwawej wojny o własne istnienie. Jest to również trudne, ponieważ znaczna część historyków (jeśli nie większość) myśli w kategoriach historii zinstrumentalizowanej. Kiedy historia nie jest w pełni nauką, ale środkiem edukacji patriotycznej. Gdzie współcześni mają wpatrywać się w postaci historyczne z przeszłości. I zawdzięczać im swoją teraźniejszość. Zapominając, do jakich kłopotów może doprowadzić ślepe trzymanie się ideologicznych doktryn, a nawet bezkrytyczne obstawanie przy narodowej narracji historycznej.
Więcej o wpływie rewolucyjnych Naddnieprzan na legitymistów galicyjskich i o pojawieniu się idei radykalnych nacjonalistów na zachodniej Ukrainie, a także o przyczynach ich antypolskiej orientacji w kolejnych artykułach serii.
Artykuł został przygotowany w ramach projektu "Ukraińsko-polska przeszłość: rekontekstualizacja i wyzwania czasu".
Projekt dofinansowany przez Centrum Mieroszewskiego w ramach II Otwartego Konkursu.